środa, 25 maja 2011

Gangsterskie porachunki A.D. 1195 - część II

Mieszko III Stary. Rysunek Jana Matejki, źródło: Wikipedia


Druga część opowieści o zapomnianej, bratobójczej bitwie. Część I do przeczytania tutaj.


Mieszko prowadził konia stępem, wysunął się na czoło wielkopolskich oddziałów. Tuż za nim podążał jego syn Bolesław, dalej przyboczni, a za nimi reszta niezliczonych wojsk. Mieszko był żądny władzy i chwały dla swojej gałęzi rodu. Choć miał już swoje lata (liczył sobie około 70 wiosen), to ciągle miał dość sił, tak fizycznych jak i psychicznych by prowadzić walkę. Chciał pokazać stronnikom Leszka, że nie opłaca się popierać szczeniaka na tronie. Zwiadowcy donieśli, że małopolskie rycerstwo wraz z Rusinami Romana II skryło się w zagajniku. Zalesiony teren był trudny do prowadzenia walki. Drzewa ograniczały widoczność i swobodę ruchów, szczególnie konnym wojownikom. Księcia wielkopolskiego martwiło jeszcze coś: Plątonogi i Jarosław opolski spóźniali się ze swoimi posiłkami, chociaż zapewniali go o pomocy. Czyżby stchórzyli?


Dość już było rozmyślań, trzeba było działać. Mieszko wydał rozkaz ataku, komenda została powtórzona przez krzykliwe głosy, rycerstwo rozluźniło szyk i podążyło za wodzem prosto do lasu. Tętent kopyt sprawił, że ziemia zatrzęsła się. Chłopi z okolicznych wsi, którzy widzieli szykujące się do boju armie, myśleli, że nadciąga apokalipsa. Jeźdźcy mijali drzewa z zawrotną prędkością. Szelest proporców i wojenne okrzyki nacierających wojowników budziły strach i przerażenie. Wtem za kolejną linią drzew pojawił się w końcu wróg, który ani myślał stać bezczynnie i czekać na natarcie. Mieszkowe oddziały wypadły wprost na kontratakujących Rusinów. Dwie nacierające na siebie masy starły się w końcu w śmiertelnym boju. Włócznie łamały się, wiele tarcz zostało przebitych, Rusini siekli straszliwie toporami i mieczami, Wielkopolanie nie pozostawali dłużni. Nie było litości w tych pierwszych chwilach. Bolesław, syn Mieszka nacierał bez opamiętania, wpadł głęboko za pierwszy szereg wrogich wojsk. Wtem włócznia przebija go. Wytrącony z równowagi spada z konia, i kona w nieopisanym bólu u stóp walczących.



Rusini powoli ustępują pola, ale za wysoką cenę. Straty Wielkopolan rosną. Także sam Mieszko III odnosi rany, upada. Wrogi wojownik chce go dobić, lecz nie wie z kim ma do czynienia. Mieszko zrzuca hełm i krzyczy z litosnym błaganiem, iż jest księciem. Ma szczęście - życie zostaje mu podarowane, podnosi się ponownie. Rusini wycofują się, ich książę Roman II jest również ranny, ale oto nadciągają coraz liczniejsi Małopolanie Mikołaja Gryfity i rycerze z Mazowsza.  Ludzie Mieszka dają im solidne lanie, dostając oczywiście solidne lanie w zamian. Mieszko rozkazuje odwrót, jego siły topnieją. Mógł zaczekać na posiłki, nie zrobił tego - teraz jego błąd decyduje o dalszych losach rozbitego królestwa. Wielkopolanie wycofują się z zagajnika, przegrupowują, i we względnym ładzie odjeżdżają w stronę Kalisza. Gryfita i stronnicy Białego nie ścigają go. Straty są zbyt wysokie, trzeba wycofać się do Krakowa. Tak też czynią. Zostawiają za sobą pole usłane zwłokami ludzi i koni. Krótkie starcie przyniosło wiele ofiar, źródła są jednak zbyt ubogie by podać choćby szacunkową liczbę.


Nad niepozorną rzeczką zapada głucha cisza. Zapach śmierci jest teraz bardzo silny. Zdawałoby się, że to koniec bitwy, jednak - nic bardziej mylnego... pobojowisko zamieni się już za chwilę ponownie w pole zaciekłej bitwy. Będzie dogrywka.

 Link do części III 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz