czwartek, 5 maja 2011

Gangsterskie porachunki A.D. 1195 - część I


        pieczęć Leszka Białego, źródło: Wikipedia        




Lato miało się ku końcowi - połowa września była jeszcze ciepła, ale w powietrzu dawało się już wyczuć nadciągającą jesień. Był to konkretnie 13 września 1195 roku. Ludzie z lepszym węchem, którzy akurat znaleźli się nad Mozgawą, małą rzeczką nieopodal Jędrzejowa w dzisiejszym województwie Świętokrzyskim mogli poczuć coś więcej - nadciągającą śmierć.

Pola wokół rzeki miały się stać areną jednej z najkrwawszych bitew średniowiecznej Polski. Co ciekawe jest to bitwa prawie zupełnie zapomniana. Ktoś kiedyś powiedział, że metody sprawowania władzy w tamtych czasach przypominały formy działania dzisiejszej przestępczości zorganizowanej. Morderstwa, porwania, intrygi, wojny, knowania itp. - rywalizacja Piastów jest znakomitym potwierdzeniem tej teorii.

Panowała zupełna cisza - słychać było jedynie odgłos ciężkiego oddechu z końskich nozdrzy. Pośród drzew zagajnika stały w szyku zbrojne oddziały straszliwych małopolskich rycerzy - byli to stronnicy pewnego ośmiolatka - księcia Leszka Białego, który po śmierci ojca, Kazimierza Sprawiedliwego objął księstwo krakowskie. Młokos nie mógł dowodzić wojskiem idącym na śmiertelny bój. Mikołaj Gryfita - wojewoda krakowski  i doświadczony wojownik, prowadził do boju zastępy Białego. 

Z północy nadciągały siły Mieszka III zwanego Starym. Był to książę wielkopolski, który pragnął objąć swym panowaniem wszystkie udzielne księstwa. Jego stronnikami, którzy towarzyszyli mu w zuchwałej wyprawie byli Mieszko I Plątonogi i Jarosław opolski. Wiedli potężne siły, które miały zmiażdżyć armię księcia Leszka.

Wojownicy nadal oczekiwali na swych pozycjach w lesie, od strony traktu , ze wschodu, wyłonił się  z gęstwiny pojedynczy jeździec - zwiadowca, który przybywał z garścią wojennych informacji. Wojewoda krakowski, przyodziany w drogocenną kolczugę, wystąpił z szyku wraz ze swymi przybocznymi. Dostąpili jeźdźca, który nerwowo machając ręką wskazywał różne kierunki i podniesionym głosem mówił do wodza.  Gryfita przysłuchiwał się co też jeździec miał do powiedzenia.

A wieści niósł ciekawe. Od wschodu zbliżały się posiłki z Rusi. To Roman II Halicki, książę włodzimiersko-wołyński nadciągał by pomóc armii Leszka Białego. Miał w tym oczywiście swój partykularny interes... chciał pozyskać w ten sposób sojusznika wśród Lachów, by później z tym sojusznikiem wystąpić przeciwko wrogom na Rusi. W każdym razie, pomoc pod postacią rosłych ruskich wojów, przyobleczonych w orientalnie wyglądające zbroje, i złowrogie hełmy zakrywające niekiedy całą twarz, była mile widziana. Rusini budzili respekt. Hufiec księcia Romana, kroczący dostojnie z wojenną pieśnią na ustach, dołączył w krótkim czasie do szyku wojsk Białego.

Po kilku chwilach pojawili się kolejni jeźdźcy, tym razem z północy. Ci nieśli ze sobą złowrogie wieści. Armia Mieszka znajdowała się dosłownie o krok. Ustawił on swoje hufce na przeciwległym skraju zagajnika. Wszedł do lasu. Tu stronnicy Białego chcieli mu zgotować krwawą łaźnię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz